Życzenia noworoczne

Życzenia noworoczne
Neujahrswünsche

Neujahrswünsche von Otto Fritz Glauer in Pitschen,
Heimatkalender 1927, s.25,26.
Źródło: Śląska Biblioteka Cyfrowa

Tradycyjnymi obchodami sylwestra, jakie kiedyś urządzano w naszym wiejskim odciętym od wszelkiej komunikacji miasteczku, niewiele tak samo małych miejscowości mogłoby się poszczycić.
Z okien obu sal: „Złotego Orła” („Goldenen Adlers” ) i „Złotej Kotwicy” („Goldenen Ankers”) dochodziły dźwięki altówki, basu i skrzypiec, które mieszały się ze świąteczno – wesołymi ludzkimi głosami i wydobywającym się z domów słodkim zapachem ponczu, pączków, pieczonej kiełbasy i sosu rybnego, tzw. polskiego kwasu, którego nie mogło zabraknąć w żadnym gospodarstwie domowym.
Punktualnie o godz. dwunastej odzywały się dzwony obu kościołów parafialnych i wtedy wszyscy spieszyli na Rynek: panowie i panie w balowych strojach, gospodynie i służące, mistrzowie i uczniowie. Słychać było wesołe śmiechy i okrzyki radości, tu i tam przerzucano się żartami, zaczepkami i okrzykami za Nowy Rok i ta swawolna młodzież z radością z całego serca strzelała z rac, które były zatykane na zagiętych żelaznych sztabach albo tańcowały w postaci żmij i żab. Z wybiciem godziny pierwszej Rynek pustoszał. Dzwony milkły. Zatęskniono za ciepłymi pokojami, zjadano resztki pączków, całkowicie opróżniono wazę z ponczem i szukano miękkich pieleszy. Gasło światło za światłem i kiedy stróż o drugiej godzinie zaintonował swój monologowy śpiew:

„Słyszycie panowie i pozwólcie sobie powiedzieć
Dzwon wybił godzinę drugą”,
miasteczko leżało już pogrążone w najspokojniejszym śnie, ufając oku prawa.

Ledwie jednak wyjrzał znad skośnych dachów noworoczny poranek, znów ożyły ciche ulice, bo męska i żeńska młodzież niecierpliwie oczekiwała otwarcia sklepów, by pojedynczo lub w grupie po dwoje lub troje złożyć noworoczne życzenia i zgarnąć podziękowania właścicieli sklepów. Wtedy też nieustannie rozbrzmiewał dzwonek sklepowy i sini od mrozu sztywno klepali swoje dobrze wyuczone życzenia i przyjmowali w zamian już poprzedniego dnia odłożone w zależności od rodzaju sklepu różnorodne dary: cukierki, czekoladki, migdały, rodzynki, figi; szczególnie dla chłopców – ołówki, rysiki, kalkomanię, notatniki, chusteczki; dla dziewcząt – kolorowe tasiemki do włosów lub fartuchów, kolczyki, pierścionki, łańcuszki, broszki, książeczki z igłami i szpulki nici. Mieszkańcy nieposiadający sklepów darowali pieniążki lub rozdawali, jeśli posiadali ogród, jabłka i orzechy.
Zawsze był ten sam wiersz, który we wszystkich odmianach tonacji, mocy i tempa w dur lub moll, forte i piano, lento i presto cierpliwemu słuchaczowi wpadał w ucho:

„Życzę wam na Nowy Rok
By Bóg zechciał zawsze
Strzec tego roku
Przed wielkimi kłopotami i bólem serca.
Bóg niech wam da długie życie
Energię i zdrowie.
To życzę z głębi serca”.

Pan domu odkładał gazetę, pani domu zostawiała kuchnię, bo moc życzeń noworocznych niosła się przez wszystkie pokoje. Jeden drugiemu ściskał dłoń. Wyglądało to czasem jakby emocje opadały, zaraz jednak wznosiły się na nowo.
Początkowo życzeń szczęścia słuchało się bez końca z wesołą miną, podarunki płynęły obficie; przy ciągłym powtarzaniu nastrój opadał i dary były mniejsze. Rezygnowało się z: da długie życie / Energię i zdrowie. Za pięćdziesiątym razem nawet najcierpliwszych ogarniało małe zniechęcenie, wtedy czasem deklamujący byli bez ceregieli wypraszani na dwór i musieli odejść z pustymi rękami. Albo pan domu jak Heinrich Heine przed „wieńcem panieńskim” w komicznym przerażeniu szukał swojego szczęścia w ucieczce. Jednak i na ulicy dochodziło zewsząd: Życzę wam na Nowy Rok…
Dopiero, kiedy dzwony o godzinie 10 wzywały na noworoczne nabożeństwo i cała gromada się rozeszła, w miasteczku nastał znów spokój i błoga świąteczna cisza. Mieszkańcy i mieszkanki znaleźli odpoczynek i wzmocnienie w Domu Bożym, wysłuchali pobożnie kazania, z wielkim zainteresowaniem przyjęli statystykę dotyczącą narodzin i śmierci, komunii św. i ślubów w minionym roku i zdenerwowanie poranka utonęło w morzu zapomnienia.
Jednak po nabożeństwie nadciągnęły ciężkie działa: najpierw zjawiły się praczka i krawcowa. Przyszły prosto z kościoła, a że życzenia dotyczyły głównie gospodyni, udały się bez zbędnych ceregieli do kuchni, gdzie czekało je smaczne podziękowanie w naturaliach. Następnie przyszli listonosz i stróż nocny, roznosiciel gazet, sługa policyjny i „zawsze będący w gotowości” kominiarze. Składali oni życzenia najczęściej w zupełnie niezrozumiałych zdaniach, w których przy natężonej uwadze można było zrozumieć „szczęście i błogosławieństwo”. Reszta gubiła się w pokaszliwaniu i chrząkaniu, ale ze względu na fakt, że teoretycznie ma się przed sobą wykształconych ludzi, przygotowana przez nich mowa była wartościowa. Składający życzenia byli w mundurach galowych, a kominiarze nawet w cylindrze i rękawiczkach. Ci ostatni przekazali kartkę ze zgrabnym wierszem przedstawiającą ładnie narysowaną scenę pożaru. O nią później wykłócały się dzieci. Wszyscy dostali datek w wysokości ośmiu groszy, poza tym kieliszek żytniówki i do niego cygaro.
Wreszcie i ta tura gratulacji się skończyła i rodzina z ulgą zajęła miejsce przy obiadowym stole, na którym pachniała chrupiąca pieczeń z gęsi. Pan domu znów odzyskiwał stracony wcześniej dobry humor, po skończonym obiedzie zapadał w drzemkę, by o zmroku udać się do swojego ulubionego lokalu, by utartym zwyczajem wziąć udział w konsumpcji darmowego noworocznego piwa w gronie swych towarzyszy i przyjemnie móc porozmawiać o zdarzeniach mijającego dnia.
Jednak zdarzało się niekiedy, że wścibskie smyki nie miały nawet krzty respektu przed tym uświęconym spotkaniem o zmierzchu. Nawet tu nagabywały stałych bywalców swoimi życzeniami noworocznymi. Ledwo zakończyły pierwszy wers: „Życzę wam na Nowy Rok…” zostały zwyczajnie wyrzucone na dwór.

Tłumaczenie: Elżbieta Bereska
Opracowanie: Anna Bereska – Trybuś


 

Możliwość komentowania została wyłączona.