Kolędowanie
Krippelsingen
O.F. Glauer, Krippelsingen von Otto Fritz Glauer,
Heimatkalender des Kreises Kreuzburg O.S. 1926, s. 70,71
Źródło: Śląska Biblioteka Cyfrowa
Wczesny zmierzch pierwszego dnia świąt zapada nad miasteczkiem. Gdzieniegdzie błyska mętne światło ulicznej lampy, która zgrzyta na długim łańcuchu rozpiętym przez ulicę, kołysząc się tam i z powrotem. Wszelki ruch zamarł, tylko przez opustoszałe ulice stąpa latarnik w ciężkich filcowych butach zaopatrzony w drabinę i latarnię. Okiennice są zamknięte, restauracje puste, bo ten dzień należy do rodziny. Czcigodni mieszkańcy siedzą w wygodnych fotelach przy ciepłym piecu kaflowym, w którym sosnowe polana trzaskają i oświetlają pokój migotliwym światłem, i z niezmąconym spokojem rozkoszują się zmierzchem. Dzieci skupiają się wokół matki, żebrząc o jakieś opowieści i z tęsknym sercem oczekują zapalenia dużej lampy naftowej, by te nowe zabawki, które przyniosło przyjazne Dzieciątko, móc zbudować.
Wtem świąteczną ciszę przerywa dzwonek u drzwi. W korytarzu coraz głośniejsze stają się jakieś dreptania i kroczki, szemrane głosy i pełne tajemnicy szepty. Kolędnicy! Dzieci natychmiast są przy drzwiach, radośnie witając mile widziane urozmaicenie. Kolędnicy skromnie wchodzą do ciepłego stołowego pokoju, swój ciężar ostrożnie składają na podłodze, odrzucają zasłonę, zapalają za pomocą zapałek przy spodniach świece swojego żłóbka, ustawiają się w pozycji… i rozlega się ze świeżych chłopięcych gardeł prastara pieśń o gwieździe w Betlejem. Dzieci pobożnie klęczą przed żłóbkiem i oglądają błyszczącymi oczami przedstawione wspaniałości.
Żłóbki składały się zazwyczaj z długiej na trzy/czwarte metra, z przodu otwartej skrzyni w środku wyłożonej tapetą, na spodzie okrytej wilgotnym piaskiem i mchem. Z piasku i mchu za pomocą deseczek ze skrzyneczek po cygarach, tektury i kamyczków kunsztownie formowano góry i doliny, drogi i dróżki, łąki i pastwiska, a z gałązek jodły utworzono drzewa i krzewy. Drogi były ożywione pastuszkami i księżmi, pola i łąki bydłem, owcami i kozami. W świątecznym tygodniu pracowite ręce nosicieli żłóbka wycięły te figury z kolorowych (Neu-Ruppiner) arkuszy nalepionych na karton i wetkniętych w rozłupane drzewko, dzięki czemu były wsadzone w piach w luźnych grupach. Na przodzie skrzynki znajdowała się zrobiona z deseczek stajenka, w której można było oglądać Marię z Józefem i Dzieciątkiem w żłobie. Powyżej unosiły się przymocowane do dachu drutem do kwiatów anioł i gwiazda, a całość była prowizorycznie oświetlona kilkoma świecami.
Bardziej artystycznie wyposażone żłóbki zawierały czasem jeszcze efektowne tło sporządzone wyrzynarką, zamocowane drzwi i kopuły, które miały przedstawiać Betlejem. Przez łąki prowadziły posypane błyszczącym piachem drogi, po których przybywali święci trzej królowie z wielbłądem i Murzynkiem. Sufit był oblepiony niebieskim papierem i niezliczonymi gwiazdkami, górną przestrzeń wypełniał chór aniołów, którzy w zwiniętych w rulon nut śpiewali „Chwała Bogu”, a stajenka była przedstawiona szczególnie starannie i realistycznie.
Repertuar tych małych śpiewaków, najczęściej tria chłopców z klasy robotniczej, którzy dzięki śpiewom kolędowym zdobywali ładny świąteczny zarobek, nie był duży, składał się z dwóch znanych pieśni kościelnych: „Vom Himmel hoch, da komm’ ich her” i prawdopodobnie polskiej „Narodził się Syn w Bethlehem./Weseli się Jeruzalem.”
Kiedy niezliczone zwrotki tej pieśni wreszcie wybrzmiały, świece zostają zgaszone, zasłona opuszczona i ojciec z sercem świątecznie łagodnie nastrojonym, może też wzruszony tym dobrym świątecznym zwyczajem, sypie groszem, między innymi nawet srebrnym groszem, to małe towarzystwo rusza dalej, też jeszcze inne rodziny ucieszyć, by wreszcie po skończonym obchodzie totalnie ochrypłe, móc w domu zakosztować owoców tego męczącego tournee.
W ostatnich latach kolędowanie powoli ustaje, może tak być, że naszej współczesnej młodzieży umyka sens tego pełnego uczuć zwyczaju, może tak być, że oferuje im się łatwiejsze sposoby zarobkowania lub trudniejsze do zdobycia są odpowiednie rekwizyty – i tu okazuje się, że stare zanika i czasy się zmieniają.
Ale tym starszym byczynianom, którzy daleko od swojej górnośląskiej ojczyzny swój wędrowny namiot rozstawili, kiedy Mikołaj zapuka do drzwi, przed oczami stanie kochane miasteczko wielu wież i melodia z dawno minionych dni zabrzmi w uszach: ”Dzieciątko narodziło się w Bethlehem!”
Tłumaczenie: Elżbieta Bereska
Opracowanie: Anna Bereska – Trybuś