Handel i gospodarka

Handel i gospodarka (około 1400 r.)
Handel und Wirtschaft (um 1400.)

O.F. Glauer, Wie’s daheim einst war. Bilder aus der Vergangenheit der Stadt Pitschen von Otto Fritz Glauer, Kreuzburg O.S.,1928.

Źródło: Opolska Biblioteka Cyfrowa

 

Dokument 1

Dokument 2

Dokument 3

Dokument 4

Dokument 5

 


Dokument 6

Dokument 7

 


       Już w połowie XIV w. osiedlali się w Byczynie niektórzy ludzie księcia i krewni niemieckich właścicieli ziemskich z okolicznych wiosek. Częściowo ze względu na wygodę na starość, częściowo – na większe bezpieczeństwo. Tworzyli stan sam w sobie – klasę wytwornych patrycjuszy, spośród których dziedziczny wójt wyznaczał rajców, ponieważ w radzie nie mogli zasiadać ani kupcy, ani rzemieślnicy. Nie chodziło tutaj o jakiś szczególny rodzaj szlachectwa, lecz to „miejskie” szlachectwo było w istocie wypracowane przez szlachtę, która zapanowała nad pozostałą ludnością miasta. Doszła ona do tych miejskich przywilejów dopiero po dłuższym okresie zasiedzenia. Między arystokracją a kupcami były początkowo wielkie różnice, lecz to się szybko zmieniło. Byczyński stan kupiecki ze swoją rosnącą zamożnością powoli nadawał ton, szczególnie po tym, gdy przybywająca do miasta służba książęca związała się z nim i ściśle zrosła dzięki małżeństwom.

       W czasach słowiańskich rzemieślnicy w Byczynie byli zależni od swoich panów: wszystko, co wypracowali, należało do nich. W zamian mieli utrzymanie i niezbędne narzędzia oraz surowce. Z tego powodu w owym czasie nie istniał odrębny stan rzemieślniczy, jednak po założeniu miasta Byczyny rozluźnił się stosunek niewolniczo uległych rzemieślników do ich panów. Ci ostatni zostali zmuszeni zostawić im część zarobków. Niektórzy przenosili się do miasta i tu mieli sposobność dorobić się i wykupić wolność od swego stale żądnego pieniędzy pana. Teraz dopiero mógł się utworzyć w Byczynie rzeczywisty rzemieślniczy stan. Wprawdzie nie był on jeszcze usankcjonowany prawem – to wg surowo uregulowanego porządku – daje się w mieście udokumentować dopiero około połowy XVI stulecia. Dowiadujemy się jednak, że już w roku 1393 na rzecz nowo wybudowanego ołtarza w byczyńskim kościele parafialnym i utrzymania księdza został zapisany podatek w wysokości 16 groszy za połowę ławy rzeźniczej i jeden wiardunek (około 7 marek) za połowę ławy szewskiej, z czego wynika, że już wtedy musiały się do pewnego stopnia zorganizować cechy rzeźniczy i szewski. Jednak mogły one istnieć bardziej na własnych zasadach niż na prawach cechu. [Rzemieślnicy], zrzeszając się, szukali ochrony dla swoich produktów i znajdowali też w tym zadowolenie i satysfakcję. Te bractwa (niem. Bruderschaften- przyp. tłum.) miały też znaczenie militarne, ponieważ były zobowiązane jako wojska piesze oddać usługi wojenne księciu, podczas gdy patriarchat tworzył konną formację gminy Byczyna.

       Około 1400 r. wszyscy rzemieślnicy miasta Byczyny posiadali prawa wolnych ludzi. Chociaż jeszcze nie istniał przymus cechu i obcy mieli do niego ułatwiony dostęp, to jednak starano się tworzyć takie stowarzyszenia, organizować je tak, by każdy zajmujący się danym rzemiosłem przynależał do swojego i kierował się przepisami nauki i wykonywanego zawodu, które było miarodajne dla danego rzemiosła. Rzemieślnicy też wspólnie mieszkali. W ramach zrzeszenia zajmowali ulice, przy których mieściły się ich cechowe – zbiorowe izby, i nadawali im swoje nazwy. Kilka tych starych nazw utrzymało się do dnia dzisiejszego.* Mamy w Byczynie jeszcze ulicę  Garncarską, Rzeźniczą i Szewską, co wskazuje, że tu przed pięciuset laty mieszkali garncarze, rzeźnicy i szewcy. Zaułek Szewski jeszcze przed 50 – u laty nosił swoją pełnoprawną nazwę, ponieważ tu nie mniej niż 10-u szewców uprawiało swój pełen kunsztu zawód.

        Około 1400 roku kowale, rzeźnicy i szewcy cieszyli się największym uznaniem i ich rzemiosło przechodziło z ojca na synów i wnuki, w związku z tym powstały całe kowalskie, rzeźnicze i szewskie pokolenia, które przez długie stulecia były wierne swej tradycji i częściowo też sięgają aż do współczesności. Przyrembel jest jedną z tych starych rzeźniczych rodzin, od której wprawdzie później rozgałęziła się linia farbiarzy i stolarzy, ale dziś jeszcze jest niezastąpiona w swym rzeźniczym rzemiośle. Tak samo istnieje pokolenie kowalskie Kutta (od kuć – kucia), od którego znów  współcześnie odłączyła się linia rzeźnicza – trzy rodziny.

       Dziś nie ma już w miasteczku garbarzy i farbiarzy, tkaczy lnu i wełny, przędzalników i sukienników. Te niegdyś kwitnące zawody w Byczynie, jak wszędzie, padły ofiarą wciąż rosnących wielkich zakładów pracy i fabryk.

       Około 1400 roku tkacze lnu i przędzalnicy wełny sprawowali swoje rzemiosło nad fosą (niem. Bleiche /Błonia – przyp. tłum.). Garbarze i farbiarze, którzy potrzebowali bieżącej wody, osiedli nad „źródłem” i zamieszkali na ulicy Niskiej. Działka palcu Kościelnego nr 99 należała jeszcze przed 60-u laty do garbarza Dehnela.

       W roku 1406 wójtem dziedzicznym Byczyny był Jeschka Schit- pierwszy, którego nazwisko jest wymienione w dokumentach.Jego notariuszem został Jakobus „pisarz miejski w Byczynie.”

W ciągu lat między wójtem a rajcami dochodziło często do sporów o zawieszenie kar przy przekraczaniu praw. Im bardziej Byczyna rozkwitała i rosła w siłę, tym więcej pchało ją do tego, by to dziedziczne wójtostwo ze swoimi przywilejami i dochodami przejąć we władanie. W tym dążeniu brała przykład z innych śląskich miast jak Brzeg, Wrocław i Głogów. W związku z tym, że śląscy książęta stawali się coraz biedniejsi i bezwolniejsi, a uznanie i bogactwo miast wciąż wzrastało, wójtostwo dziedziczne było sprawą, o którą starały się wszystkie miasta.  Również w Byczynie urząd ten systematycznie tracił na znaczeniu i uznaniu. Kiedy i za jaką sumę wreszcie miastu udało się wójtostwo dziedziczne uzyskać, nie można ustalić, jednak z pisma księcia Jerzego Wilhelma legnickiego, które znajduje się w aktach miejskich Byczyny, można wywnioskować, że w 1569 r. już go nie było. Teraz rada sprawowała w mieście sądy, wójtowi pozostały jeszcze tylko sprawy policyjne i wstępne przesłuchania, a jego władza zmniejszała się powoli aż do utraty znaczenia. Jednak całkowite zniesienie tego stanowiska nastąpiło dopiero w 1809 r. Ostatnim wójtem miasta był Johann Clement.

      Właściwą radę gminy miasta Byczyny tworzyli radni albo konsule, którzy mieli w rękach sprawy zarządu i policji, ale oni nie byli już wyznaczani przez wójta, tylko ustępująca rada sama wybierała nowych członków-zawsze tylko na rok. Ustępujący zazwyczaj byli wybierani przez konsula na ławników, otrzymywali we władanie wymiar sprawiedliwości i mogli w kolejnym roku znów być wybrani na rajców. W ten sposób tworzył się w wielu miastach regularny turnus – kilkakrotnie zawsze te same osoby przez rok zasiadały w ławach sędziowskich a przez kolejny – za stołem rajcowskim. Ten szczególny model wyborczy, który później w śląskich miastach był powszechnie przyjęty, krył naturalne niebezpieczeństwo oligarchii2 najgorszego gatunku. Zaś wydaje się, że w Byczynie mimo przewagi generacji patrycjuszów taka regularna rotacja już kiedyś wybranych osób rady i ławników się nie zdarzała, bo jak dalece są nam znane ich nazwiska, nie można ustalić, by te same się powtarzały.

       Rajcowie mieli nadzór nad pilnowaniem publicznego porządku, cechami, gospodami, czystością ulic i osieroconymi dziećmi. Musieli zebrać podatki i składać rozliczenia majątku miasta. Ich władza jest o wiele starsza niż burmistrza. W dokumentach z owego czasu obok konsula nie wymieniono żadnego burmistrza Byczyny, także w dokumencie księcia Ludwika z 1383 r. w sprawie rozporządzania kaplicą św. Jadwigi czytamy: „Consulibus nostris dilectis fidelibus oppidi Biczczin”, a więc: „Naszym kochanym wiernym rajcom miasta Byczyna.” Jest też podpis na dokumencie  z roku 1555, który z powodu czeskiego panowania lennego, widnieje po czesku: „my Buorgmistr a Rada Miasta Byczyny”. Musimy z tego wnioskować, że dopiero w XVI w. ze zgromadzenia rady, a może obok niej, wyłonieni zostali burmistrzowie i otrzymali do pewnego stopnia samodzielne stanowisko.

 ***

       Około 1400 roku istniało obok uprawy roli inne „szlachetne” i ważne zajęcie – piwowarstwo. Byczyna posiadała własne warzelnie, domy słodowe, młyn słodowy, który znajdował się w sąsiedztwie miasta, bezpośrednio przy odpływie wody ze stawu probostwa. Również nazwisko młynarza z owego czasu jest nam znane. W roku 1406 molendinatorem (młynarzem) w młynie słodowym był Wenczke.

       Każdy dom, z wyjątkiem kilku, dawał posiadaczowi prawo samodzielnego uwarzenia piwa w miejskiej browarni. To prawo spoczywało na budynku, na działce i ziemi – było ono rzeczowe a nie personalne. Trzydzieści domów w rynku było uprzywilejowanych przez to, że dwa razy do roku mogły korzystać z tego prawa, podczas gdy te z zaułków tylko raz. Pracownicy magistratu otrzymywali piwa wolne, również duchowni mogli sobie uwarzyć wolnego słodowego napoju, bowiem za skorzystanie z browaru i jego urządzeń trzeba było uiścić odpowiednią opłatę. Na jedno warzenie przyjmowano osiem buszli (niem. Scheffel – przyp. tłum.) jęczmienia. Z jednego buszla (ca. 55 litrów) otrzymywano około 1,5 ósmych piwa, wywar z ośmiu buszli dawał odpowiednio 12/8.

Wtedy warzyło się piwo, które od dzisiejszego piwa leżakującego znacznie się różniło. Chmiel jako dodatek jest wprawdzie już około 1200 roku wspominany i w 1224 r. był też uprawiany koło Trzebnicy, ale powszechnie stosowany dopiero kilka stuleci później.  Był też pożądany przez każdego mieszkańca, który chciał uwarzony przez siebie napój dzięki jakieś przyprawie uczynić smacznym i trwałym. Im lepiej to potrafił, tym większe było zapotrzebowanie na jego trunek. Wywieszając szyld, dawał on znać tym nieuprawnionym do warzenia z miasta i wsi, kiedy świeże piwo będzie u niego do nabycia.

       Do okręgu miasta Byczyny należało siedem wsi: Jaśkowice, Gołkowice, Polanowice, Biskupice, Kochłowice, Paruszowice i Wojsławice. Były one poddane nakazowi obrębu miasta, tzn. że nie mogły samodzielnie warzyć piwa, lecz były zobowiązane je kupić w Byczynie, a za to corocznie musiały płacić pewną sumę miastu. Wioski starały się często ten przymus ominąć i warzyły własne piwo. Jednak Rada Byczyny pilnie czuwała nad przestrzeganiem swych praw i każdorazowo wnosiła skargi, gdy wykroczono przeciwko prawu warzelnemu. Mimo to zakazane na wsi warzenie piwa czasami rozprzestrzeniało się.3

Poza tym miasto posiadało własne przywileje gorzelniane (Branntwein = Urbarsgerechtigkeit – przyp. tłum.) – każdy bez wyjątku mieszczański dom miał prawo samodzielnie wypalać, destylować i sprzedawać wódkę.

Te dwa przywileje spowodowały konieczność stworzenia nowej gałęzi rzemiosła w Byczynie, dlatego obok piekarzy, rzeźników, szewców, kowali i siodlarzy, tkaczy i garbarzy mamy teraz w miasteczku bednarzy.

       Wreszcie Byczyna miała przywilej solny, mogła więc sól skupować, wymierzać i zbywać. Do tych celów organizowano specjalne targi solne. Również z nich książę otrzymywał swój podatek i dlatego we własnym interesie udzielał im ochrony. Wymienione wioski obrębu miasta miały całkowity zakaz handlu solą, więc były zmuszone zaspokajać swoje potrzeby w Byczynie. Naturalnie próbowały wciąż na nowo i w tym obejść zakaz książęcy i potajemnie same „w soli” pracować przez co byczyńskie targi ponosiły dotkliwe straty. Temu procederowi książę Ludwik położył kres, nadając przywilej solny w 1426 r. W dokumencie stoi: „Dowiedzieliśmy się, że poddani i mieszkańcy przedmieść bez prawa w obrębie miasta i w miejscowościach Kluczbork, Byczyna i Wołczyn nam i wymienionym miastom na szkodę organizują targi solne, sprowadzają sól, sprzedają, wymierzają i oferują na swoim terenie. Natrafiając na takie szkody i czyny karygodne nakazujemy naszym wymienionym miastom pod żadnym pozorem nie tolerować takich targów, zakazać sprzedaży i wymierzania soli.”

       Z powodu tych wszystkich przyznanych albo nabytych praw i płynących z nich dochodów miasto mogło powiększyć swój stan posiadania w polach, łąkach i lasach oraz zakupić majątki Polanowice i Jaśkowice. Niestety, miejskiego majątku z owego czasu nie da się wykazać w liczbach, ponieważ listy i „darowizny”, które zawierały dokładne informacje na temat wielkości dóbr i innych posiadłości należących do miasta, zostały w licznych pożarach utracone. Miejski las Kluczów wzmiankowano w dokumentach już w 1359 r., też dość znaczący obszar łąk jest bardzo stary. Gdy Byczyna zdobyła dziedziczne wójtostwo z jego prawami i dochodami można jej dobra oszacować w następujący sposób: miejski las, łąki nad Prosną4, około 1800 morgów wójtostwa i majątki Polanowice i Jaśkowice.

    Kiedy weźmiemy przy tym pod uwagę, że to młode miasto w pierwszych 200-u latach swego istnienia z powodu niepewnych wtedy stosunków własnościowych, dziesięcioletnich zatargów między biskupem a księciem, wskutek bandyckich napadów Polaków, przez cesje i zastawiania przez swoich nieustannie zmieniających się właścicieli borykało się z ogromnymi trudnościami, to musimy z cichym podziwem i prawdziwym uznaniem patrzeć na szybki i stały rozwój niemieckiego osadnictwa mimo tych przeciwności i na tę nieprzeciętną elastyczność jego mieszkańców.

    Teraz Byczyna stała się zupełnie niemieckim miastem, ale przy bliskim kontakcie z polską ludnością i szczególnie przez mieszane małżeństwa w ciągu lat nastąpiło zmieszanie germańskiej oraz słowiańskiej krwi i ducha. I chociaż niemiecki wpływ przeważał, co przy dominującej pozycji, którą niemieccy koloniści nad polską ludnością z góry przyjęli, jest zrozumiałe, to jednak powstała mieszanka, w której połączyła się lekka beztroska Słowian z powagą życia Germanów nadająca nowy rys charakteru ludności. Nie było jej jednak przeznaczona lekka egzystencja, ponieważ czas od 1430 do około 1650 r. był dla Byczyny nieprzerwanym łańcuchem ciężkich doświadczeń. Częste pożary i grabieże, stuletnie konflikty graniczne, straszliwe wojny husyckie, przeraźliwe zarazy i te potworne cierpienia wojny trzydziestoletniej naznaczają ten okres i doprowadzają miasto nie raz do skrajnej zguby. I cała ruchliwość, którą odziedziczyli jego mieszkańcy od Słowian, i cała witalność odziedziczona od Niemców były potrzebne, by się przed zagładą uchronić.5 Jednak wciąż na nowo zwycięsko do góry z popiołu i ognia, z biedy i śmierci Byczyna podnosiła się do nowego życia.

 

Przypisy autora 

  1. Z dokumentu z 1406 r.: „W roku, kiedy liczono od Chrystusa naszego kochanego Pana czternaście setnych i sześć lat, był pewien Jeschka Schit wójt.”
  2. panowanie nielicznych
  3. W roku 1696 za rządów burmistrza Fr. Antona Mitzke powstał nowy browar, tylko nie da się ustalić, który to był. Miejski browar przy murze miasta, ul. Długa 126, został zbudowany dopiero w 1768 r.
  4. Prosna się wtedy nazywała Brziesna, zniemczone: Briesnitz.
  5. wg G. Freytag, Obrazy etc.

 

Przypis tłumacza

* Odniesieniem jest czas życia autora. Książka, z której pochodzi tłumaczenie, została wydana w 1928 r.

 

Tłumaczenie: Elżbieta Bereska

Opracowanie: Anna Bereska – Trybuś

Możliwość komentowania została wyłączona.