Co opowiadają stare domy?
Łaźnia w ByczynieWas alte häuser erzählen.
Die Baderei in Pitschen
O. F. Glauer
Heimat-Kalender des Kreises Kreuzburg OS, 1942, Jg. 18
Źródło: Śląska Biblioteka Cyfrowa.
W średniowieczu każde nawet najmniejsze niemieckie miasto miało zakład kąpielowy. Wprawdzie nie był to żaden kryty basen ani pływalnia, lecz więcej niż to, co my dzisiaj kojarzymy ze słowem „łaźnia”. Również Byczyna miała kiedyś cztery łaźnie. W tym więc stary czas wyprzedzał nowy. Jest niemożliwe do ustalenia, gdzie te łaźnie się znajdowały. Obecnie wiemy tylko o jednej na placu Kościelnym pod numerem 99, o której wzmiankowano już w 1553 r.
Zezwolenie na jej założenie zwało się uprawnieniami / przywilejami kąpielowymi (niem. Badegerechtigkeit – przyp. tłum.), a właściciela łaźni zwano „kąpielowym”. Niestety, te przywileje łaźni byczyńskich z XVI-tego stulecia nie zachowały się, natomiast istnieje dokument z 1657 r. Odwołuje się on do dokumentu 50 lat wcześniejszego i w nim wymaga się kategorycznie od łaźni z placu Kościelnego, aby była oddalona od innych domów i podwórek i na dodatek ogrodzona. Takiemu położeniu dom ten zawdzięcza ocalenie w 1757 r. w potwornym pożarze, który zniszczył całe miasto. Został on zachowany i jeszcze dziś* tam stoi tak, jak był zaprojektowany przed 330-u laty.
Rzemiosło kąpielowego uchodziło w XIV w. za nieuczciwe, ponieważ dumny mieszczanin pogardzał tym, by podejmować się często obrzydliwych prac na ciele innych, i kąpielowi byli stawiani na równi z celnikami, grabarzami i katami.
Początkowo łaźnie były odwiedzane tylko przez chorych, głównie tych dotkniętych chorobami skórnymi. Tego typu choroby wynikające z braku dbałości o czystość i higienę były w średniowieczu nad wyraz częste z powodu bliskiego egzystowania ludzi w małych pokojach, niedostatecznej pielęgnacji ciała i braku higienicznych warunków w domach.
Ze zwiększeniem czystości w niemieckich miastach coraz częściej znikały choroby skóry i powstało zalecenie korzystania z kąpieli leczniczych. Też z drugiej strony wraz z poprawą obyczajów człowiek przychodził się kąpać tu i tam, nie będąc chorym.
W związku z tym, że kąpielowi nabyli umiejętność i skuteczność leczenia ran, zwichnięć, skręceń i złamań kości, stali się powszechnie poważanymi osobami i walczyli wszelkimi środkami, by wejść w szeregi uczciwych rzemieślników. W 1548 r. pozbyli się wreszcie niehonorowej opinii. Kąpielowi zjednoczyli się razem w cechy i mogli posiadać swoje godło. Wielu doczekało się też uznania i bogactwa.
Byczyńska łaźnia miała kilka małych pokoi kąpielowych oddzielonych od siebie drewnianymi ścianami. Górna część ścian rozdzielających była zaopatrzona w drewnianą kratkę, by przepuszczać ciepło i dzięki temu oszczędzać na opale.
Dostępne były dwa rodzaje kąpieli: potne i wodne; pierwsze, by „nadmiar płynów między ciałem i skórą” zlikwidować, drugie, by utrzymać się „pięknie i kraśnie”. Do parówek służyły w małych pomieszczeniach wanny, do których wkładano rozgrzane cegły lub kamienie i wlewano wywar przyjemnie pachnących ziół. Przy ścianie znajdowały się piętrowe ławki. By użytkownik nie od razu był poddany najwyższej temperaturze, musiał najpierw położyć się na najniższej ławce. Jednak wielu nie stosowało się do tego przepisu i zdarzało się, że ludzie, którzy najpierw weszli na najwyższe ławki, zemdleni spadali i musieli być wynoszeni.
Również kąpiel wodna została zasilona szlachetnymi ziołami, lecz mogła być tylko letnia, a więc nie za gorąca.
W 1595 r. właścicielem byczyńskiej łaźni przy placu Kościelnym był kąpielowy i fryzjer Sygmund Freyer, mężczyzna, który wybitnie znał swoje rzemiosło. Jego goście wymagali od niego, oprócz kąpieli, różnorodnych zabiegów: masowania głowy, cięcia włosów, pielęgnacji paznokci itp. W związku z tym, że w Byczynie nie było w tym czasie praktykującego lekarza ani apteki, wnet wyuczył się kąpielowy Freyer na „leczniczego” (niem. Heildiener-przyp.tłum.), który zajmował się stawianiem baniek, upuszczaniem krwi, operacjami odcisków i masażami. Około 1600 roku stawianie baniek, upuszczanie krwi i masowanie były uniwersalnymi środkami zapobiegania wszystkim chorobom. Też czując się dobrze, ludzie co osiem lub czternaście dni poddawali się masażom i kilka razy w roku kazali sobie otwierać żyły, gdyż uważali, że „krew przeto mocniej płynie”.
Poza tym kąpielowy Freyer miał uprawnienia do produkcji i sprzedaży maści i plastrów i do serwowania swoim gościom zimnego i ciepłego jedzenia oraz napojów.
Łaźnia na placu Kościelnym była więc do 1600 roku nie tylko domem kąpielowym, lecz omnia in omnibus salonem fryzjerskim, instytutem masażu i pedicure, izbą śniadaniową i jadalnią, kliniką i apteką. Kapielowy Siegmunt Freyer był więc osobą mocno pożądaną i zaangażowaną. Odkładał też grosz do grosza – kupił sobie miejski folwark i cieszył się dużym uznaniem.
Jakie to życie panowało wówczas w tym tak dzisiaj cichym domu? Nieprzerwanie ktoś wchodził i wychodził, słychać było śmiech i gadki, śpiewy i krzyki. Odbywały się tu uroczystości weselne: młodzi z krewnymi i przyjaciółmi szli do łaźni. Jednakże panna młoda mogła być w towarzystwie nie więcej niż dziesięciu kobiet, a pan młody mógł przyprowadzić nie więcej niż dziesięciu mężczyzn. Biegali wtedy pomocnicy leczący z opaskami i okładami, pomocnicy kąpielowi – z płaszczami i chustami, a od czasu do czasu służące kobiety – z jedzeniem i piciem. Przed łaźnią pchali się dorośli i dzieci, i mieli z tego uciechę.
Z biegiem czasu życie kąpielowe stało się swobodne i nieskrępowane, prowadziło do wolności i przez to do rozluźnienia obyczajów. Do kąpieli ludzie przychodzili najczęściej niedostatecznie ubrani: mężczyźni w kąpielówkach, kobiety tylko w krótkich lnianych płaszczach, młodzież – całkiem nago. Oczywiście, czyniono to nie tylko z wygody, lecz przede wszystkim, by uchronić się przed kradzieżami w łaźni. Jednak wkradały się też „różności” związane z zerwaniem obyczajów – te niepocieszające sytuacje przeważały, karność i porządek zmalały, wolność przeradzała się w rozwiązłość i bezwstydność. Byli ludzie, którzy całe dnie przesiadywali w łaźni i mnożyły się głosy, które ten sposób życia ostro krytykowały: „Gdy się w łaźniach potnych po kąpieli żre i pije i ktoś nie potrafi rozróżnić, czy kąpiel potna jest kąpielą, a łaźnia – domem kąpieli albo domem żarcia, picia, nierządu lub rozpusty.”
Gdy w roku 1600 wybuchła w Byczynie straszna zaraza i zgarnęła 488 żywotów, to wolne i lekkomyślne życie w łaźni znalazło swój nagły kres. Może nie bez przyczyny rozsądni ludzie przypisali łaźni większą część winy za szybkie rozprzestrzenienie się zarazy. Kąpielowy Siegmunt Freyer w obu nieszczęśliwych latach 1600 i 1601 z „zaangażowaniem swojej osoby, życia, dobra i majątku” oddał tak wierne usługi miastu, że został wybrany na burmistrza. Do 1624 r. sprawował ten urząd.
Łaźnia znalazła się wtedy w obcych rękach, dopiero w 1653 r. przejął ją znów ktoś z rodziny, a mianowicie Sebastian Freyer. Jednak czasy jej rozkwitu już minęły. Zawód kąpielowego stracił na znaczeniu, kiedy w 1620 r. osiadł w Byczynie lekarz Aleksander Fanenstein i w 1649 r. powstała apteka. Łaźnia, która trochę zepsuła sobie opinię, zapłaciła za to spadkiem popularności, dochody stały się mniejsze i równocześnie obniżyła się ranga zawodu kąpielowego. Słowo „kąpielowy” nie miało już takiego wydźwięku jak kiedyś. By temu zapobiec, kąpielowy Daniel Sosna nazywał siebie z upodobaniem (w 1670 r.) „chirurgus”. Również Johann Josef Becher, który był właścicielem łaźni od 1724 r., miał tytuł „balneator et chirurgus celebrrimus” („kąpielowy i sławny chirurg”). Brzmiało to wytwornie, ale nie mogło powstrzymać postępującego spadku znaczenia zawodu kąpielowego.
Nie mogę powiedzieć, kiedy byczyńska łaźnia jako taka zanikła, funkcjonowała jednak do początku XIX w. Po śmierci Bechera przejął ją jego zięć Johann Jakob Sieg, po nim był miejski chirurg i kąpielowy Christian Gottlieb Feller. W 1813 r. został ten przywilej wykupiony w opłacie rocznej za 119 talarów 20 srebrnych groszy. Ostatnim nam znanym kąpielowym był Johann Gottlieb Stenzel.
* Należy pamiętać, że autor odnosi się do czasów sobie współczesnych, a więc I poł. XX w.
Tłumaczenie: Elżbieta Bereska
Opracowanie i przypis: Anna Bereska –Trybuś