Budowa kościoła parafialnego (1242-1250)

Budowa kościoła parafialnego (1242-1250)

Bau der Pfarrkirche (1242-1250)

O. F. Glauer, Wie’s daheim einst war. Bilder aus der Vergangenheit der Stadt Pitschen von Otto Fritz Glauer, Kreuzburg O.S.,1928.
Źródło: Opolska Biblioteka Cyfrowa

 

Dokument 1

Dokument 2

Dokument 3

Dokument 4

Dokument 5


Dokument 6

Dokument 7

Dokument 8

Dokument 9

Dokument 10


Gdy niemieccy koloniści przybyli na byczyńską ziemię zastali na jednym z wzniesień górnośląskiej wyżyny bardzo skromny kościółek, w którym Słowianie odprawiali swoje nabożeństwa. Wg landbuchów F. Brieg: położony przed naszym miastem Byczyna kościółek, do którego należało 15 rolników z  wójtem Roszkowic i Kochłowic i który to kościółek już przed 1572 r. przestał istnieć. W związku z tym, że roszkowiccy i kochłowiccy rolnicy należeli do tego kościółka, znajdował się on prawdopodobnie na wzniesieniu po wschodniej lub południowej stronie miasta: na górze krzyżowej, górze młyna wiatrowego lub na jakimś podwyższeniu w okolicy dzisiejszego cmentarza żydowskiego.

Niemieccy przybysze różnili się od Słowian zwyczajami, mową i prawem, lecz byli z nimi związani tą samą wiarą. Z tego powodu początkowo mogli swoje nabożeństwa odprawiać w słowiańskiej kaplicy. Jednak w słabo zaludnionej okolicy nie była ona obliczona na przyrost kilkuset dusz, więc zbudowali wkrótce na wyznaczonym na to placu kościelnym własny Dom Boży. Oczywiście był to tymczasowy drewniany kościółek, którego przebudowa miała nastąpić później. Na razie mieli wystarczająco dużo roboty z zagospodarowaniem ziemi i rozbudową własnych zagród. Dopiero potem, gdy ugruntowano istnienie Byczyny jako niemieckiego miasta, gdy książę przyznał niemieckie prawo i dzięki temu skromny dobrobyt i dalszy rozwój wydawał się zabezpieczony, mogli pomyśleć, aby na miejscu tymczasowej budowli postawić kościół, który byłby godny tej rozkwitającej społeczności. Doświadczenia z nawałnicą Mongołów skłaniały do przyspieszenia działań i dojrzewała myśl do czynu.

Byczyna nie miała ani pałacu, ani zamku. Została założona nie jako przyzamkowe miasto, lecz, jak już wspomniano, jako skromne choć jednocześnie umocnione targowisko, gdzie może kiedyś w przyszłości mógłby powstać zamek. Nie znajduje się też w Byczynie żaden ślad po zamku, jak np. w Kluczborku i Wołczynie. Taki ślad powinien być widoczny w mieście, w którym inne średniowieczne budowle są szczególnie dobrze zachowane; musiałby przetrwać z owych czasów chociaż jakiś „plac Zamkowy” albo „ulica Zamkowa”. Nic z tego! Zatem zamku Byczyna nie miała. Tym żywiej rozwijało się w sercach byczyńskiej ludności pragnienie, by posiadać w mieście przynajmniej jedną potężną budowlę. I to miał być nowy kościół.

Około 1250 roku wraz z dopływem nowych kolonistów po napadzie Mongołów i z doliczeniem nowo osiadłych Polaków Byczyna liczyła nie więcej niż 800-1000 mieszkańców. Jednak musimy tę liczbę inaczej ocenić niż dzisiaj, gdyż wówczas w Niemczech w ogóle nie było wielkich miast wg dzisiejszego rozumienia. Sama potężna Norymberga (niem. Nürnberg – przyp. tłum.) posiadała w 1450 roku, kiedy to była na szczycie chwały i blasku, 20 000 mieszkańców, wliczając w to służących i parobków. Byczyna ze swoim 1000 mieszkańców funkcjonująca jako targowe i przejezdne miejsce na słowiańskim wschodzie; jedyna niemiecka miejscowość na rubieżach, odgrywała stosunkowo ważną rolę wśród dolnośląskich miast. Jeśli z tego powodu kościół pierwotnie nie powstał w obecnym kształcie, to swoją miarą i formą wykazuje wspaniałą lokalizację, zadziwiającego ducha przedsiębiorczości naszych przodków przy planowaniu jego budowy.

Koelling pyta: Kiedy kościół był budowany? W jakim celu w tak małym miasteczku został zbudowany kościół tej wielkości i z takim przepychem, gdy dzisiaj taki powstałby tylko dla głównego miasta jakiegoś rządowego okręgu? Odpowiedzi na te pytania nie znajduje. Jednak z dokumentów i kościelnych zależności miasta Byczyny w XIII w. można wyciągnąć różnorodne wnioski, które rzucają światło w głęboką ciemność spowijającą powstanie naszego kościoła parafialnego.

W którym roku kościół powstał? Na to pytanie nie ma, niestety, jednoznacznej odpowiedzi. Mimo że posiadamy liczne dokumenty z XIII wieku przedstawiające kościelne relacje miasta Byczyny, wszystkie milczą na temat założenia i zbudowania kościoła, stąd musimy wnioskować, że istniał już w 1300 roku.  Rok 1242 uznajemy za najstarszy, gdyż pojawia się on w kontekście kościelnych relacji w związku z wyrokiem sędziowskim legata papieskiego Filipa – biskupa z Ferno, który konstatuje, że dziesięcina z Byczyny należy się biskupstwu wrocławskiemu. Skutkiem postanowienia synodu wrocławskiego sześć lat później biskup Thomas z Wrocławia przekazał dziesięcinę z Byczyny kapitule katedralnej. Około połowy XIII w. musiały więc istnieć uporządkowane stosunki kościelne: probostwo i Dom Boży w Byczynie.

Dokładny rok powstania kościoła pozostanie nam nieznany i niemożliwy do ustalenia. W związku z tym, co zostało poprzednio powiedziane, jesteśmy skłonni przyjąć, że został on zbudowany wkrótce po roku Mongołów, a więc między 1242 i 1250.

Co do drugiego pytania można powiedzieć: pierwotna budowla oczywiście nie wyglądała tak wspaniale jak kościół św. Mikołaja obecnie się prezentuje.Młodemu miastu byłyby potrzebne dziesiątki lat, by, pokonując niezmierne trudności, przy dużych kosztach i ogólnie panujących warunkach dostarczyć materiały budowlane bezdrożami przy użyciu prymitywnych metod.1 Jednak kiedy senior Kutsch z Byczyny ocenia wielkość kościoła parafialnego po jego zbudowaniu na jedną trzecią obecnej,  nie można się z nim zgodzić.

Kościółek wielkości mniej więcej obecnego prezbiterium kościoła św. Mikołaja nie odpowiadałby w żaden sposób rozległości zamysłów naszych przodków uwidocznionych w pozostałych średniowiecznych budowlach i fundamentach Ratusza. Również plan całego miasta i rozmiary placu targowego świadczą, że nie poprzestawali oni na małym. W owym czasie Byczyna jako pierwsza niemiecka lokacja w promieniu wielu mil miała dużo większe znaczenie niż dzisiaj.  Obecnie, leżąc na uboczu względem innych młodszych od siebie miast, została już dawno przez nie wyprzedzona. Wtedy była zaplanowana jako obszarowo większe miasto, więc  można przyjąć, że jej mieszkańcy nie zadowoliliby się świątynią, która przy ówczesnej ich liczbie byłaby ledwie wystarczająca.
Boczne nawy i nawa krzyżowa mogły być dobudowane później, jednak pierwotny plan w swoim podstawowym zarysie zawierał tak jak obecnie nawę główną i chór.

Niezwykłości było wystarczająco dużo, aby zadać pytanie: jakie powody skłoniły naszych praojców mieszkających w prostych, krytych strzechą niskich drewnianych domach, by zbudować kościół tak okazały i dla swoich religijnych potrzeb wydający się za duży? Mogły być tego trzy przyczyny.

Pierwsza – osobista wynikająca z pewnej dumy i poczucia własnej wartości. Nasi przodkowie nie budowali dla siebie, lecz dla przyszłych pokoleń. W swojej frankońskiej i turyńskiej ojczyźnie byli przyzwyczajeni do ogromnych gmachów kościołów, przepięknych katedr i naśladowali je w Byczynie w mniejszych rozmiarach. Zwraca uwagę, jak powszechnie w XIII-tym i XIV-tym stuleciu budowa domów i związane z tym życie prywatne i wygoda jednostek ustępowały pracom na rzecz wspólnoty, bo między domostwami i słomianymi dachami wznosiły się wspaniałe kościoły, olbrzymie kunsztowne budowle, przez które mieszczanie z dumą demonstrowali, co wysiłkiem i pieniędzmi można osiągnąć.2
Po obiecującym początku i szybkim rozkwicie ich młodego miasta byczynianie liczyli na jego dalszy rozwój i znajdowali pewne słuszne zadowolenie w przekonaniu, że potomkowie kiedyś z podziwem o nich powiedzą: „Patrzcie, tego dokonali nasi ojcowie. Byli w stanie postawić tak imponującą budowlę!”

Druga przyczyna była praktyczna, wynikająca z doświadczenia. Jak już wspomniano Byczyna nie miała „castrum.” Mury miejskie i wieże obronne jeszcze nie istniały, gdy podjęto decyzję o budowie kościoła. Palisady i bale, rowy i wały nie dawały, jak się okazało przy napadzie Mongołów w Opolu i Wrocławiu, dostatecznej ochrony. Dlatego kościół miał służyć nie tylko odprawianiu nabożeństw, lecz w potrzebie i czasach niebezpieczeństwa być miejscem schronienia zagrożonych, głównie kobiet i dzieci.

Trzeciego powodu możemy szukać w finansowych uwarunkowaniach gminy Byczyna. Trzydzieści lat po napadzie Mongołów musiały one być już bardzo korzystne, ponieważ biskup Thomas z Wrocławia, do którego biskupstwa Byczyna należała, mógł w 1271 r. pisać: Dochody kapituły leżą najczęściej wokół Milicza i Byczyny.
Doszło do tego, że akurat po napadzie Mongołów warunki dla takich przedsięwzięć były sprzyjające, tym bardziej, że w tym czasie bogaty strumień pulsującego życia rozlał się na wschodnie tereny i liczba mieszkańców miasteczka szybko rosła.

Wprawdzie planowana budowa stawiała ogromne wymagania poświęceniu i sile byczynian, jednak wyszli oni temu olbrzymiemu wyzwaniu naprzeciw. Kiedy weźmiemy pod uwagę potęgę i uznanie kościoła w średniowieczu, jego blask, przepych i ogólne prokościelne nastawienie ludu owych czasów, który kościołowi oddawał wszystko, to będzie dla nas bardziej zrozumiała ta radosna ofiarność. Nasi przodkowie mieli też ogromnie dużo czasu, nie znali jeszcze tego nerwowego rozgardiaszu zawodowego życia pozbawionego odpoczynku, mogli z miłością i spokojem oddać się swojej pracy.

Tak rósł na słowiańskim wschodzie nasz przepiękny Dom Boży – znak niemieckiej energii i wiary.

Był to czas rozwijającego się życia, chęci tworzenia i radosnej ofiarności, który rozpoczął się dla Byczyny wraz z położeniem kamienia węgielnego pod budowę kościoła parafialnego. Od każdego mieszkańca został pobrany podatek budowlany – grosz budowlany- i wszyscy musieli świadczyć własnoręczne i transportowe usługi. Równocześnie obficie płynęły dobrowolne datki. Dzień w dzień kołysały się teraz w kierunku placu kościelnego ciężkie wozy załadowane cegłami i zaprawą, a pracowici murarze uwijali się z poziomicą i kielnią, kładąc kamień na kamieniu mocnego muru. Inne wozy sprowadzały z Przesieki potężne pnie i cieśle ciosali je na belki i kloce. Zręczni kamieniarze obrabiali nieforemne kamienne bloki i tworzyli sterczące kolumny, które ozdabiali różnymi ornamentami aż zima zakończyła szlachetny wyścig sił i miejsce wydarzeń przybrała w jedwabiście śnieżne okrycie. Ale mury fundamentów już uwidaczniały wielkość i formę powstającej budowli przyjezdnym handlarzom i furmanom, którzy przystawali z zadziwienia.

Ledwo wiosenne słońce wymazało ostatnie ślady zimy, wysuszyło bezdroża i uczyniło je ponownie przejezdnymi, wlało nową siłę życia i radość odwagi w serca byczynian, wnet w żywej wspólnocie tysiące rąk zaczęło kontynuować prace przy tym świętym dziele.
Wnętrze kościoła zyskało, ponad wszelką wątpliwość, o kilka stopni podwyższone prezbiterium z ołtarzem i nawę środkową z amboną. A że w średniowieczu różne płci również w kościele miały odrębne miejsca, środkowa część kościoła składała się prawdopodobnie z trzech części: północnej nawy dla kobiet, południowej – dla mężczyzn i pomieszczenia dla duchownych (niem. Kanzelraum – przyp. tłum.). Po zachodniej stronie postawiono dzwonnicę mającą w dolnej części przejście tworzące przedsionek.
Widzimy zatem typowo rzymsko – katolicki plan kościoła, a mianowicie na wschód leżące prezbiterium, od niego odchodząca środkowa część kościoła i położony na zachód przedsionek z przeznaczeniem na przejście dla wiernych.

Rok za rokiem zataczał swoje kręgi i z roku na rok rósł kościół coraz wyżej i wyżej, a z nim rosła radość i nadzieja ludzi na pomyślne zakończenie jego budowy. Przychodzili stolarze i ślusarze, malarze i szklarze, rzeźbiarze i ludwisarze aż wreszcie nastał ten dzień, w którym to potężne dzieło zostało ukończone.
Plac dookoła kościoła otoczono niskim murem i obsadzono lipami. Miał służyć wspólnocie za cmentarz i przez długie stulecia spełniał swoje zadanie.

Musiało to być wspaniałe święto, gdy głos dzwonów po raz pierwszy wysłał swoje wezwanie w dolinę, by zaprosić lud na poświęcenie kościoła. Z daleka przybywał on pieszo, konno i wozami. Szlachta z sąsiedztwa, ludność wiejska i rolnicy, podróżni i zakonnicy – przychodzili wszyscy, a ulice oraz zaułki miasta wypełnił uroczyście wystrojony tłum.

Nie wiemy, kto dokonał poświęcenia kościoła. Może osobiście przybył biskup z Wrocławia? Wiemy jedynie, że kościół został poświęcony apostołowi Piotrowi i jako Kościół św. Piotra, górując nad miastem, wiele długich lat był świadectwem bogobojnego usposobienia byczyńskich parafian. Znacznie później wspólnota wybrała na świętego patrona biskupa Mikołaja z Miry i od tego czasu kościół nosi nazwę „ad. St. Nikolaum”.

Wg podania ten święty z Miry w Licji (na południowym brzegu Azji Mniejszej) był początkowo czczony tylko na Wschodzie, później w 1087 r. po przeniesieniu jego relikwii do Bari (we Włoszech) też na Zachodzie. Liczne legendy wiążą się z tą postacią, która stała się niemal ludowa. Dzień jego śmierci 6 grudnia jest wszędzie do dziś obchodzony jako Dzień Mikołaja. Również u nas w Byczynie w tym czasie chodzi od domu do domu Mikołaj z workiem pełnym jabłek i orzechów, by wynagrodzić posłuszne i pobożne dzieci. Jest również uzbrojony w szczotkę i rózgę, by ukarać te niegrzeczne.

Wybór świętego patrona był zresztą sprawą mody. Kościoły św. Mikołaja są nie tylko na Śląsku (Racibórz, Brzeg, Wrocław, Głogów, Legnica), lecz nadzwyczaj często w całym wschodnim regionie kolonizacyjnym, zwłaszcza w Marchii, św. Mikołaj był z pewnym upodobaniem wybierany na świętego patrona przez prężnie rozwijające się społeczeństwa. I to nastąpiło również w Byczynie. Nie ma on jakiś szczególnych powiązań z naszym kościołem.

Podczas poświęcenia świątyni św. Mikołaja statua biskupa została postawiona na ołtarzu i stała tam aż do renowacji w 1886 r. Teraz* znajduje się w zakrystii.
Również kościelna pieczęć zawiera jego podobiznę z pastorałem biskupim i trzema bryłkami złota z legendy. Te trzy bryłki złota wskazują na dobroczynność biskupa, który swoją bogatą schedę przypadającą mu po śmierci rodziców przeznaczył na pocieszenie i ulżenie cierpiącym biedę. Tak miał przez bogaty dar kiedyś pomóc w zamążpójściu trzem siostrom, innym razem miał uratować trzech skazanych na śmierć. Również duża chorągiew, która od 1888 r. ozdabia wieżę zawiera wizerunek biskupa Mikołaja.

Nie znamy też nazwiska proboszcza, który za czasów budowy kościoła sprawował swą funkcję w Byczynie. Pierwszym znanym proboszczem był w 1283 r. Hartmud, też Hartung (dominus Hartungus rector ecelasiae de Bychina), Niemiec, ten sam, który w 1286 r. został przez biskupa Thomasa II obłożony wielką ekskomuniką, ponieważ nie uznał nałożonego na księcia Henryka IV werdyktu (Interdikt). (por. s.27)** Z tego powodu został przez biskupa pozbawiony stanowiska. Ten przypadek ma szczególne znaczenie dla scharakteryzowania statusu Niemców, którzy w centrum polskości na Wschodzie założyli osadę Byczyna, i rzuca  określone światło na relacje polsko – niemieckie w naszym miasteczku. Polacy stanęli po stronie biskupa, a Niemcy – księcia. Kiedy teraz proboszcz Hartmud z Byczyny, często wymieniany, cieszący się uznaniem, wiele mogący pan i obok wójta najbardziej wpływowy mężczyzna w całej okolicy staje otwarcie po stronie księcia i z tego powodu nawet swoje stanowisko kładzie na szali, jest to dowodem, że Byczyna końca XIII w. nosiła całkowicie niemiecki charakter.

Niedługo po ukończeniu głównego kościoła musiała również być zbudowana kaplica św. Jadwigi, ponieważ w XIV stuleciu jest już kilkakrotnie wzmiankowana. Leżała wprawdzie na ziemiach polanowickich i służyła mieszkańcom wsi do zaspokojenia ich religijnych potrzeb, jednak wkrótce po jej powstaniu w 1383 r. magistrat Byczyny zdobył od księcia Ludwika I prawo patronackie dotąd do niego należące i jak stoi w dokumencie: po wycenie częstych i wiernych posług, które przez radnych i mieszkańców naszego miasta nam zawsze były udzielane i by te służby w przyszłości nam i naszym potomnym jeszcze gorliwiej były pełnione.
Kaplica św. Jadwigi miała sklepienie i stromy dach, ale nie posiadała wieży. Była poświęcona pobożnej małżonce Henryka I. Ten kościółek podczas późniejszych zamieszek wojennych kilkakrotnie doznał uszkodzeń, szczególnie podczas oblężenia przez Husytów. Po bitwie pod Byczyną został on wraz z przedmieściem podpalony, sklepienie runęło i już nie zostało odbudowane.

Na zakończenie tego rozdziału wróćmy jeszcze krótko do zapytania o biskupstwo w Byczynie. Znani historycy jak Lucä, Pol, Sommersberg, Henelius pisali, że Byczyna przez kilka lat była siedzibą biskupstwa. Wg tych opisów siedziba biskupów ze Smogorzowa (pierwszego kościoła na Śląsku) miała być w 1041 r. przeniesiona do Byczyny z powodu wrogich napadów ze strony Czechów i tutaj istniała 11 lat (do 1052 r.), po czym została przeniesiona do Wrocławia. Henelius mówi o tym: W roku 1041 pod rządami króla Kasimirza siedziba biskupa została przeniesiona przez biskupa Leonarda I do Ritschen (dziś nazywanego Pitschen), miasta w powiecie brzeskim. W innym miejscu pisze się: W miasteczku Pitschen lub jak niejeden je nazywa Ritschen, corocznie na Zielone Świątki gromadzi się kilku Polaków i tamże odprawiają swoje nabożeństwo.

Naturalnie nie jest wykluczona możliwość, że biskup Leonard przejściowo przebywał w Byczynie, by tu się schronić przed wojennymi napadami Czechów. Przypuszczeniom, że położenie na uboczu naszej miejscowości chroniło przed napadami Czechów, przeciwstawić można fakty, że kiedy chrześcijaństwo na Śląsku prawie zniknęło (patrz s.19)*** w Byczynie jeszcze nadal paru Polaków zbierało się na chrześcijańskie nabożeństwa, bo za tym mogła przemawiać wspaniałość naszego Domu Bożego, który całkiem słusznie mógł być biskupią katedrą. Ale jest całkowicie pewne, że około 1050 r. ten kościół jeszcze nie istniał.
Jeśli natomiast uświadomimy sobie, że  w połowie XI w. nasze miasteczko było słowiańskim  małym, niewiele znaczącym i zupełnie nieobwarowanym targowiskiem, krótko – nędznym gniazdem – to w żadnym wypadku nie mogło być brane pod uwagę jako miejsce schronienia biskupa. Nadto kiedy przyjrzymy się wciąż pojawiającym się w relacjach kronikarzy nazwom: „Ritschen” i „Pitschen”, które ze względu na współbrzmienie łatwo było pomylić, musimy jasno powiedzieć, że nie mamy żadnego pewnego dowodu na to, że Byczyna była kiedyś siedzibą biskupa.
Jest jednak bardzo prawdopodobne, że napastowany biskup udał się do Ritschen****- potężnej kasztelanii umocnionego zamku w pobliżu Brzegu. Tam był przed wściekłością pogan dostatecznie chroniony przez jazy i wały, i korzystał podczas swego niedobrowolnego pobytu w zamku Ritsche (s. 36) z ochrony burgrabiego, który w imieniu oraz z mocy polskiego księcia sprawował swe rządy, hen, nad całą krainą Odry. Natomiast mała Byczyna nie mogła oferować żadnego bezpieczeństwa. Nie może być uznane za pewnik, że nasze miasteczko było kiedyś biskupią siedzibą, nawet nie można mówić o jakimkolwiek prawdopodobieństwie, choć też takiej możliwości nie można całkowicie wykluczyć. Będziemy musieli się pogodzić, że u podstaw pytania o biskupstwo leży pomyłka w nazwie „Ritschen” i „Pitschen”.
Zatem nasz kościół św. Mikołaja nie powstał jako katedra biskupia, ale mimo to stał się dumną i piękną budowlą, która przetrwała stulecia i dawała opór wszystkim nawałnicom wojennym, oblężeniom, pożarom; wszystkim przemianom doznawanym przez Byczynę z biegiem lat. Tym samym  stał się kamiennym pomnikiem przemijającej wielkiej epoki.

Na pewno budynek kościoła przechodził z czasem różne zmiany. W późniejszych latach mogło być zbudowane sklepienie i nawy boczne. Również jego wnętrze, które w niespokojnych wypełnionych wojnami czasach średniowiecza doznało licznych uszkodzeń, musiało być często restaurowane. Niestety, przy tym niektóre stare dzieła sztuki i obrazy świętych zostały uszkodzone lub zaginęły. Sądząc po odnalezionych pozostałościach na poddaszu kościoła, można wnioskować, że między tymi resztkami znajdowały się czasem dobre, stare, posiadające artystyczną wartość prace, które kiedyś ozdabiały wnętrze kościoła. Tylko trzy dzieła, które te duże renowacje z lat 1790-91 i 1886-88 przetrwały, zostały dla nas zachowane z poprzednich stuleci: wielka figura Chrystusa za ołtarzem, epitafium pierwszego protestanckiego duchownego Albertusa Opali na ścianie południowej nawy bocznej i statua biskupa Mikołaja z Miry, która obok figur Panny Marii i Marii Magdaleny do 1888 stała na ołtarzu i teraz znalazła swoje miejsce w zakrystii.
Również cmentarz, który kiedyś otaczał kościół św. Mikołaja, już nie istnieje. Już w 1750 r. rozpoczęto chowanie zmarłych przy św. Jadwidze. Ale dopiero w 1812 r., kiedy od dłuższego czasu nie dokonywano pochówków przy głównym kościele, prastary mur, który widział sześć stuleci, jako grożący zawaleniem, bezcelowy i przeszkadzający w ruchu drogowym rozebrano, a przy tym ścięto też potężne lipy ocieniające ówczesny cmentarz.

Nasz piękny kościół jeszcze dziś daje honorowe świadectwo niezniszczalnej energii, radośnie ofiarnej wiary i pobożnego entuzjazmu naszych przodków,
„ Którzy myśleli na wielką skalę i odważnie budowali
Spoczywają w trumnach.
My, potomni pełzamy po nich
Jak ród karłów.”

 

Przypisy autora:
1. Kościół św. Mikołaja w Brzegu budowano prawie 50 lat (1370-1417).
2. Gustaw Freytag, Obrazy etc. 11.1.122. Na pewno książę też naciskał, by możliwie jak najszybciej rozważyć budowę kościoła. W dokumentach założycielskich niemieckich miast i wiosek często w ramach obowiązku nakładano budowę Domu Bożego. Tak jest napisane w dokumencie założycielskim miasta Wołczyn z 22 stycznia 1261r.: Wsie, które mają 50 Huben (miara powierzchni – przyp. tłum.), muszą zbudować kościół”

Przypisy tłumacza:
* Teraz, czyli w roku 1928.
** Są to odniesienia do stron z tłumaczonego źródła: O. F. Glauer, Wie’s daheim einst war. Bilder aus der Vergangenheit der Stadt Pitschen von Otto Fritz Glauer, Kreuzburg O.S.,1928.
*** jw.
**** Ryczyn -więcej informacji http://gminaolawa.pl/dla-turystow/zabytki/ryczyn

Tłumaczenie: Elżbieta Bereska
Opracowanie: Anna Bereska – Trybuś, Klaudia Partyka

 

 

Możliwość komentowania została wyłączona.