„Ręcznik”
„Das Handtuch”
O.F. Glauer,Wie’s daheim einst war. Bilder aus der Vergangenheit der Stadt Pitschen von Otto Fritz Glauer,
Kreuzburg O.S., 1928.
Źródło: Opolska Biblioteka Cyfrowa.
Średniowieczne targi byczyńskie były bardzo często odwiedzane szczególnie przez ludzi z Polski, z tego powodu miały dla naszego miasteczka o wiele większe znaczenie niż dzisiejsze jarmarki. Handel bazował wówczas głównie na produktach rolnych, hodowli bydła i pszczelarstwie. Drobny handel zaspokajający codzienne potrzeby ograniczał się do stoisk z butami, chlebem i mięsem oraz bud z kramem. Pierwotnie te budy z kramem nie były, jak brzmi ich nazwa, żadnymi domami mieszkalnymi, lecz sporządzonymi z drewna, krytymi gontem lub słomą sklepami, w których można było nabyć różnego rodzaju drobne artykuły. Położone były na środku placu targowego, skupione wokół Ratusza i pod jego władczą ochroną ściśnione i strzeżone jak kurczaki pod skrzydłami kwoki, raz gorzej, raz lepiej znoszące swój byt. Posiadały one swoją własną koncesję handlową (Krambaudengerechtigkeit) na różnorodne drobne towary, które dało się mierzyć „kwartą i wagą”. Były tam: flanela, jedwab, tiul, olej spożywczy i olej palny, wino i wódka, mydło wosk, świece, śledzie, pieprz, cukier, muszkat, liść laurowy, figi, rodzynki i orzechy. Zazwyczaj inny rodzaj handlu w mieście był zabroniony, był on bowiem przywilejem właścicieli bud – kramarzy. Innych sklepów w Byczynie nie było.
Nie mamy informacji, ile takich kramów w najstarszych latach byczyńskich mogło ozdabiać środek placu targowego. Mogło ich być może dziesięć lub dwanaście, a wśród nich znajdowały się ławy z chlebem i bułkami.
Później, gdy miasto się rozrosło, jego sytuacja majątkowa i ogólny poziom życia mieszkańców się podniósł, zwiększyły się też wymagania dotyczące zaspokojenia codziennych potrzeb. Rozbudowały się też budy z kramem – powstały piętra, również służyły właścicielom za mieszkania i stały się domami towarowymi z prawdziwego zdarzenia. Powstało siedem budynków, które jeszcze dziś1 są dobudowane do Ratusza i wieży ratuszowej, zajmując środek Rynku. Na domiar złego te domy cierpiały i cierpią na brak podwórza. Z tego powodu we wcześniejszych czasach były zwalniane z zakwaterowania, co przy częstych wojennych niepokojach i przechodzących oddziałach sił zbrojnych, jak i podczas czasów garnizonowych Byczyny stanowiło nieocenioną korzyść. Jednak musieli chałupnicy uiszczać za ten przywilej roczny czynsz w wysokości kilku talarów i, oczywiście, w umowie był on podany.
Brak podwórza przysparzał właścicielom budynków nie tylko dający się odczuć na co dzień problem, prowadził też do daleko idących niebezpiecznych skutków ubocznych. Wynikiem ograniczenia powierzchni w tych wąskich i ciemnych domach było gromadzenie na strychach i w komórkach dużej ilości nieprzydatnych worków, skrzynek, pakunków i różnych innych nazbieranych rupieci, które groziły niebezpieczeństwem pożarowym i czyhały tylko na iskrę, by wystrzelić słupem ognia. Rezultatem jest większa liczba dużych pożarów, które dotknęły Byczynę, np. pożar z 1719 r. miał swoje źródło w budach kramarskich. Te lekkie konstrukcje drewniane, jak dalece nam z historii miasta jest znane, najmniej dziewięć razy były ofiarą płomieni. Można powiedzieć że raz na pięćdziesiąt lat były palone.*
„Ale gdzie w tym jest historia o „Ręczniku”? Co mają wspólnego budy z kramem z „Ręcznikiem”? Cierpliwości, proszę! Preamissis praemittendis2 teraz mogę zacząć!
Zatem: w połowie XVIII stulecia, na początku wojny siedmioletniej budy na Rynku nr 6 i 7 należały do audytora3 Karla Leopolda Seydlera i jego owdowiałej siostry. W ostatnim przerażającym pożarze, który wybuchł w 1757 r. rodzeństwo straciło swoje domy. Po tym pożarze miasto Byczyna zyskało zupełnie nowe oblicze, ponieważ w miejsce spalonych drewnianych domów z dachami z gontów powstały dzięki zabiegom Kamery Wojny i Domen4 we Wrocławiu ozdobne domy z cegły kryte dachówkami. Wielki Król przez całe swoje życie prowadził krucjatę przeciwko drewnianym domom krytym dachami z gontów i posiadającym drewniane kominy. Dlatego odbudowa miasta szła stosunkowo szybko. W siedmiu piecach ceglanych i dwunastu piecach polnych były dzień i noc wypalane cegły i radca wojskowy Eversman jak diabeł tego pilnował. W ciągu dziesięciu lat miasto zostało odbudowane. Powstało więcej niż 200 domów i nowe oblicze zyskały budy kramarskie: nie tak biedne i niepokaźne ogrzewały się w blasku czerwonych dachów i ich nazwa była już zupełnie nieadekwatna.
Audytor Seydler kierował odbudową swego domu (nr 7) z największym pośpiechem, ale przy tym zagarnął o wiele więcej miejsca niż mu się prawnie należało. Jego siostrze pozostał niewielki plac. Gdy później ona budowała, była zmuszona pójść ze swoim domem w górę i dodać drugie piętro. Dom w Rynku nr 6 był przez wiele lat jedyną dwupiętrową budowlą w mieście i że był wprawdzie wysoki, ale w stosunku do swojej wysokości wyszedł za wąski, porównywał go lud, nie całkiem błędnie, do powieszonego ręcznika.**
Przypisy autora:
* 1407,1430, 1563, 1588, 1617, 1654, 1655, 1719, 1757
** Według wiadomości krewnej autora (niem. Großtante – siostra dziadka lub babci- przyp. tłum.), długoletniej właścicielki domu nr 5 w Rynku.
Przypisy tłumacza:
1. O. F. Glauer mówi o latach 20-tych XX w. Wstęp do książki, z której pochodzi tekst, jest opatrzony rokiem 1928.
2. łac. powiedziawszy na początku, co powiedzieć należało
3. audytor – jeden z trzech nauczycieli w byczyńskiej szkole por. artykuł pt. „Dom Miejski”
4. Kamera Wojny i Domen – lokalny kolegialny organ administracji publicznej w Królestwie Prus w XVIII w. (za Wikipedią)
Tłumaczenie: Elżbieta Bereska
Opracowanie: Anna Bereska –Trybuś