Społeczność żydowska

Historia społeczności żydowskiej w Byczynie. Rozważania Otto Fritz Glauera
Geschichte des Judentums zu Pitschen. Eine Betrachtung von Otto Fritz Glauer

WSTĘP

Pod takim tytułem w 1942 r. w „Heimat Kalender” opublikowano tekst przedstawiający niezwykle ciekawe fakty z historii naszego miasta dotyczące koegzystencji i przenikania się dwóch kultur: niemieckiej i żydowskiej. Niestety, autor artykułu opublikowanego w czasach hitlerowskich Niemiec nie zachował obiektywizmu w prezentowaniu faktów historycznych. Tendencyjne ujęcie tematu sprawia, że jego wymowa w dzisiejszych czasach jest nie do przyjęcia, dlatego dokonano jego przeredagowania: kursywą zapisano oryginalny tekst tłumaczenia, natomiast antykwą parafrazy fragmentów. Celem tych zabiegów było odrzucenie opinii („rozważań”-jak w tytule nazwał to autor) i skupienie się na prezentowaniu tematu w sposób najbardziej obiektywny.

Przez pierwsze 500 lat istnienia naszego miasta, gdzieś do połowy XVIII stulecia, nie było osób pochodzenia żydowskiego w Byczynie. Ze starych akt dowiadujemy się jedynie, że w 1358 r. książę Ludwik I wystawił Żydowi Musche Lazarusowi list uprawniający go do podróży po księstwie brzeskim i jego miastach, a Żydówce Danielissie taki „super libertate et treugis”, który gwarantował (libertas=wolność, treuga=pokój). Ludwik II w 1414 r. wydał taki sam glejt Żydowi Oeserowi, a radni z Byczyny ślubowali go respektować, gdyby ten podróżujący handlarz miał ich miasto zaszczycić. Poza tym przez pół stulecia epoki obejmującej piastowską i habsburską przynależność Byczyny nie przekazano ani jednego nazwiska osiadłego Żyda. To na pierwszy rzut oka dziwi, ale przy bliższej analizie zostanie wkrótce wyjaśnione. W średniowieczu Byczynę zamieszkiwała bez wyjątku zmagająca się z różnymi trudnościami życiowymi ludność, która przy tym cierpiała podczas zawieruch wojennych i była udręczona wojnami (…) Produkcja i sprzedaż piwa oraz wódki była wyłącznym prawem miasta i jego mieszkańców. (…) Cały pozostały handel ograniczał się do bud kramarskich na środku Rynku. Był tam: jedwab i tiul olej spożywczy i palny, śledzie i świece, wino i wódka, mydło, wosk, cukier, pieprz, muskat, liść laurowy, figi, rodzynki i orzechy. Siedmiu właścicieli tych bud strzegło bardzo surowo swego przywileju i natychmiast wnieśli skuteczne i energiczne skargi, gdy jeden Żyd Hirschel Freibusch próbował się osiedlić w Byczynie jako dzierżawca gorzelni. Średniowieczna Byczyna nie dawała żydowskim interesom absolutnie żadnego pola działania. To się jednak wkrótce miało zmienić.

Już na końcu habsburskiego panowania i w początkowym okresie istnienia państwa pruskiego dalsze zachowanie dotychczasowych przyznanych przywilejów okazało się niepraktyczne, uciążliwe i nie do pogodzenia z pruskim porządkiem. Dlatego Fryderyk II rozkazał  wydzierżawić majątki tym osobom, które lepiej i z większym zyskiem będą z nich korzystać. Pierwszym dzierżawcą (1748 r.) był Wenzel von Lubowski na Łubowicach (niem. Lubowitz – przyp. tłum.), który płacił 1000 guldenów dzierżawy: 500 podskarbiemu i 500  do Rady Miejskiej.

Wielki pożar z 1757 r., który zniszczył całe miasto, okazał się przełomem we wszystkich dziedzinach miejskiego życia. Miasto powstało na nowo z popiołów. Wzmógł się ruch, targi były liczniej odwiedzane, trwale wzrosła liczba mieszkańców.  W roku 1759 miejski browar i gorzelnię dzierżawił Kaspar Wiesner, a w roku 1764 Wilhelm Pӓtzold. Obaj przekazali swoją dzierżawę kolejnym dzierżawcom, którymi zostali: Abraham Moisis z Krzanowic (niem. Kranowitz – przyp. tłum.) i urzędnicy z Kluczborka: Jonas Abraham i Berthold Simon. Te trzy osoby wyznania Mojżeszowego były pierwszymi Żydami w Byczynie. Z ich pojawieniem rozpoczęło się przybycie osób pochodzenia żydowskiego do naszego miasta. Kilka lat później było ich już 15 przy ogólnej liczbie mieszkańców 1160.

Prowadzenie interesów w Byczynie nie należało jednak do najłatwiejszych, gdyż na różne sposoby starano się walczyć z konkurencją. Jak dalej czytamy w artykule:
(…) szynkarz Jonas Abraham w 1764 r. próbował, jak to się w aktach nazywa „wprowadzić destylowaną wodę”, a więc wprowadzić w Byczynie nowe, produkowane przez siebie likiery. Na skargę aptekarza i  producenta wójt miasta i nadmistrz cechu zabronili (…) Jonasowi stosowania takich forteli w interesach.
Gdy podczas drożyzny w tym samym roku zakup naturaliów1 był zabroniony, Żydzi jednak to czynili, mnożyły się skargi przeciwko nim. (…)

W nowym stuleciu  społeczność żydowska składała się  z 32 osób, a w 1830 r. –  z 88  na 1578 mieszkańców. Ludzie ci nie posiadali jeszcze praw mieszkańców chrześcijańskich i podlegali różnym ograniczeniom. Musieli np. za to, że korzystali z ochrony kraju i jego praw uiszczać „tolerancję” (podatek za tolerowanie), który był zróżnicowany od 2 do 30 talarów rocznie. Płacono go  w or. Fryderykowskim2 lub w złocie, by wykluczyć manipulacje przy przeliczeniu obiegowej monety (…).
Również obcy, przyjeżdżający Żydzi musieli złożyć dziennie grosz, w zależności od długości pobytu w Byczynie. Tylko w czasie dużych świąt odchodzono od pobierania tej opłaty. Tak samo żydowskie akuszerki i polscy Żydzi, którzy chcieli skorzystać z wizyty u doktora Maydeohna nie musieli płacić tego podatku od tolerancji.

W roku 1809 Żyd Bodlander chciał wydzierżawić strzelnicę. Jego podanie zostało odrzucone z uzasadnieniem, że satutowe przepisy na to nie pozwalają. W roku 1816 Itzek Guttman starał się o dolną etażę3 domu  nr 8 w Rynku, ale został odprawiony z uzasadnieniem, że społeczeństwo byłoby niechętne temu, że Żyd mieszka w Ratuszu (na górnym piętrze domu nr 8 w Rynku znajdowały się pomieszczenia urzędu Burmistrza. Dzisiejszy Ratusz był wówczas miejskim sądem).(…)

Kiedy w 1835 r. magistrat miasta przeniósł cotygodniowy targ z czwartku na sobotę, społeczeństwo żydowskie trzymało się od niego z dala, co spowodowało nieznośny spadek cen. Magistrat był zmuszony tygodniowy targ przełożyć na czwartek. Również pozostałe jarmarki i zwierzęce targi nie mogły odtąd przypadać na żydowskie święta, z tego powodu biuro magistratu prowadziło żydowski kalendarz.

W 1840 r. Byczyna miała 1819 mieszkańców w tym 96 Żydów. Ich liczba w ciągu 40 lat potroiła się, podczas gdy liczba mieszkańców wzrosła o jedną trzecią. Z 33 domów na Rynku 10 znajdowało się w posiadaniu obywateli pochodzenia żydowskiego. Miasto miało 26 wyszynków, z czego 13 było w rękach żydowskich. Dziesięć lat później zasiadało dwóch Żydów w kolegium magistratu: handlarze Abraham Mühsam i Samuel Heilbrann.

W 1853 r. założono gminę żydowską, która prócz miasta objęła wioski: Gosław, Kostów, Maciejów, Nasale, Miechowę Polanowice, Proślice, Komorzno i Sierosławice, w których to wszystkie „Arrenden” (knajpy dzierżawne – przyp. tłum.) były w rękach żydowskich. Zatwierdzenie tego faktu przez rząd nastąpiło dwa lata później. Zarząd gminy stanowili: Samuel Heilborn – szynkarz piwa i wódki (Rynek 4), Pinkus Mühsam – gorzelnik i szynkarz (Rynek 2) i David Troplowitz – handlarz towarów ciętych (Rynek 9).

Gdy społeczność żydowska przekroczyła setkę powstała Synagoga (w innym miejscu autor mówi o Betstube – Domu Modlitwy- przyp. tłum.) (Schumachergasse)4, powołano kantora – został nim Salomon Kohn i zatrudniono aprobowanego nauczyciela Aschera Rosensteina. Od tkacza Daniela Pawlika (Bleiche 3)5 odkupiono domek tzw. „trującą budę” i tam stworzono koszerną łaźnię (koszer-czysto). Wtedy żydowska gmina była kompletna.(…)

Kiedy w 1865r. został założony kirkut przy ul. Kluczborskiej, władze miejskie dołożyły do kosztów 90 marek, uznając konieczność powstania tego obiektu.
Również duchowieństwo zachowało się absolutnie tolerancyjnie wobec obywateli pochodzenia żydowskiego, byli przecież „wybranym narodem boskim”. Kapłani nie mieli nic przeciwko temu, że ogół obywateli przy chrzcie swoich pociech wybierał hebrajskie imiona. W chrześcijańskich księgach chrzcielnych często znajdujemy w tym czasie imiona: Jakub, Daniel, Samuel i Lea, Estera, Rebeka.

Ludzie interesu zaczęli używać żydowskich wyrazów, przejęli też częściowo sposób mowy i zachowania.(…) Nawet dzieciom w wieku szkolnym znane były słowa: dalles = brak pieniędzy, eppes = trochę, ganef = pętla, geseire = gadka, kapores = zepsute, kalle = kochanie, kif = niepasujący kapelusz, koscherein, massel = szczęście, meschugge = zwariowany, mischpoke = pokrewieństwo, pleite = niewypłacalność, ponim = twarz, redbach = zysk, riffke = kobieta, Schabbes = święto, schikse = żydowska dziewczyna, schlamassel = nieszczęście, schmu = oszukańczy zysk, schmus = plotki, schafel = biedny, freefe = nieczysty tinnef = brud itd. (…)

Nad drzwiami Ratusza widniała tablica pamiątkowa [ufundowana przez] proboszcza Adama Quasiusa z Wrocławia, zawierająca w hebrajskich literach imię „Jahwe”, a nad amboną w Kościele św. Mikołaja wisiał gobelin z wyhaftowaną, również hebrajskimi literami, sentencją: „Mów, Panie, Twój sługa słucha”.

Kiedy Dom Modlitwy przy Schumachergasse już nie wystarczał, gmina zdobyła działkę (Stockgasse 24)6  i tam wzniosła świątynię (Tempel – przyp. tłum.), która w 1882 r. została przez rabina dr Minza z Kępna uroczyście poświęcona. Społeczność żydowska liczyła wówczas 107 osób.

W tym miejscu autor przytacza w swym artykule kilka historyjek z tego czasu.
Przy wyborze burmistrza 6 kwietnia 1884 r. handlarz Samuel Goldstein (Rynek 32) umówił się z szefem policji Feją, by po zakończeniu wyborów dał mu z okna znak, na którego kandydata padł wybór. Goldstein wysłał wkrótce do Wołczyna telegram z gratulacjami  wybranemu podskarbiemu miejskiemu Scholzowi, zanim on sam cokolwiek wiedział o wyniku wyborów. Był on radośnie zdziwiony i mocno zaskoczony. Oficjalna wiadomość została podana przez magistrat dopiero godzinę później. Jest zrozumiałe, że nowo wybrany Burmistrz po objęciu urzędu uprzejmemu Żydowi okaże pewną życzliwość.

W tym czasie wielu polskich Żydów przybywało i przynosiło tani drób na cotygodniowy targ. Na przełomie stuleci można było nabyć od tych handlarzy gęś za 2 marki, kaczkę za 1 markę, a parę kurczaków do pieczenia za 50 fenigów. Czego się na targu nie pozbyli oferowali, idąc do pojedynczych domów. Autor cytuje przykładową wypowiedź handlarza:
„Boże, pani weźmie jednak parę z tych najmilszych kurczaków? Stracę 10 fenigów na sztuce, Pan Bóg niech mnie ukarze! Dlatego że jest to dziesięć ostatnich, zostawię wam je tak tanio. Mam je znów wlec do domu przez ten duży piach? Tak jak jestem uczciwym człowiekiem, dam je wam wszystkie dziesięć za 3 marki,… za 2,50… – bierz pani, według mnie, za 2 marki. Macie podarowane, łaskawa pani, a ja jestem zrujnowanym mężczyzną”.

W ostatnim dziesięcioleciu liczba Żydów powoli spadała. Po zwycięskich wyprawach z 1864, 1866 i 1870 roku7 również w naszym miasteczku doszło do odczuwalnego ożywienia, szybszego przyrostu ludności, wzrastającego dobrobytu (…) Abraham Knoch, Isaak Altmann Jakob Oscher, David Troplowitz i Salomon Schweitzer, Nathan Erlich i Samuel Goldstein zebrali się u swoich ojców i postanowili zostać w naszym mieście, a ich dzieci poszły w świat do Wrocławia, Berlina i Hamburga. Byczyna stała się za mała, za ciasna – wielkie miasto oferuje większe możliwości zarobkowania.

Podczas wojny światowej8 liczba Żydów w dalszym ciągu spadała. Pierwszy byczynianin, który opuścił miasto, gdy zbliżało się niebezpieczeństwo i Rosjanie już stali w Wieluniu, to żydowski rzeźnik Elias Lewkowitz. Pod koniec wojny liczba obywateli żydowskiego pochodzenia wynosi już tylko 34 przy liczbie ogólnej mieszkańców 2567 osób. Obrzędy religijne tej małej gminy sprawował teraz rabin z Kluczborka.

W pierwszych powojennych latach (…) w Byczynie pojawiły się nowe nazwiska. Żyd Ismar Matzdorf nabył Villa Magneta (Wallstraße 3)9 i stamtąd prowadził ożywiony handel futrami i odpadami, podczas gdy jego syn osiadł tu jako lekarz.
Byczyński młyn parowy nabył kupiec Moritz Fröhlich z Siemianic, kupcy Skop i Abraham otwarli dwa sklepy z manufakturą., Żyd Max Perl przejął Nową Drogerię, żydowski adwokat Kurzweg – praktykę zmarłego notariusza Klopscha, a Martin Heymann – destylarnię. Z wszystkich okolicznych karczmarzy on najlepiej prowadził swoje interesy. Jego destylarnia miała codziennie pełną obsadę aż do godziny policyjnej.(…)

I tu znowu mamy garść ciekawostek:
W listopadzie 1923 r. pod koniec inflacji polscy i żydowscy handlarze objeżdżali nasze pogranicze, by wykupić nowe niemieckie wartościowo trwałe pieniądze i przewieźć przez granicę, co mogło spowodować katastrofalne następstwa. Rząd przyglądał się tej spekulacji bezradnie (…).
Byczyńscy Żydzi byli, oczywiście, wszyscy demokratami i Heymann nie oszczędzał pieniędzy i wódki, kiedy trzeba było robotników podżegać, by zakłócić zgromadzenia partii prawicowych. (…)
Handlarz futrami (skórami) Nathan Glogowski był nawet członkiem honorowym stowarzyszenia gimnastycznego i kiedy podczas uroczystości Bożego Narodzenia obchodzonej przez ten związek została na koniec „po amerykańsku” zlicytowana choinka otrzymał ten szanowany Żyd przebitkę. (…)

Kiedy w roku 1922 w Byczynie nastąpiły walki partyjne i wyborcze zastępca „Knüppel-Kunze”10 w sali u „Dalibora”11 wygłosił referat, w którym wystąpił ostro przeciwko Żydom i ich destrukcyjnemu wpływowi na społeczeństwo. Ponadto opowiadał dowcipy ośmieszające ludzi żydowskiego pochodzenia. I nagle ku uciesze gości obecnych na tym zgromadzeniu znalazł mówca przeciwnika w przyjacielu Żyda i jednocześnie zarządcy byczyńskiego młyna parowego, który czuł się zobowiązany stanąć w obronie swojego szefa Moritza Fröhlicha. Nie sprostał on jednak argumentom i musiał onieśmielony chyłkiem wymknąć się z sali, ponieważ nie znalazł żadnego poparcia, a na dodatek mówca miał  prześmiewców po swojej stronie.
W tych smutnych czasach wpływały żydowskie skargi do Katowic i do Ligii Narodów w Genewie dotyczące szykanowania. Podobne doniesienia swoim władzom składali pracownicy umysłowi, urzędnicy i nauczyciele – pisali oni o niesprawiedliwym traktowaniu ludności wyznania mojżeszowego. Z drugiej strony donoszono  np. na młynarza Moritza Fröhlicha w związku z w wykupem przez niego zbóż podczas inflacji (…).

W owych czasach byczyńscy Żydzi żyli na dość wysokim poziomie np. Abraham Knoch rozbudowywał swój dom, wyposażył go w luksusowe meble, ale i tak wszystkim było wiadomo, że handlarz wódką Heymann miał najelegantsze wyposażenie domu w całej okolicy.

W tym miejscu Glauer przytacza ciekawostki na temat współistnienia dwóch religii:
Gdy sufragan Wojciech z Wrocławia przybył do Byczyny w 1922 r. na bierzmowanie, został on przez żydowską delegację uroczyście powitany, z czego duchowny pan był szczególnie uradowany.
W okresie przedświątecznym w różnych żydowskich sklepach błyszczały przystrojone świąteczne choinki (…).

Gdy w Byczynie umocniła się partia nacjonalistyczna, dla obywateli pochodzenia żydowskiego był to znak końca pobytu w naszym mieście. Wyprowadzali się systematycznie, choć z ociąganiem. W 1938 r. było ich już tylko 20 na 3003 mieszkańców. Jednak, kiedy rozniosła się wieść o zamordowaniu posła Bom Ratha przez Grünspana- mężczyznę pochodzenia żydowskiego,wówczas, jak pisze autor artykułu, wybiła ostatnia godzina dla tych dwudziestu.  Tłum demonstrował zwłaszcza przed destylarnią Heymanna i sklepem obuwniczym Ehrlicha na Rynku, wymuszając jego zamknięcie i ostatecznie wyjazd ostatnich przedstawicieli społeczności żydowskiej z Byczyny i tym samym ich 200-letnia historia tu, na miejscu się zakończyła.

Przypisy:

  1. płody rolne lub ogrodowe
  2. właściwie Friedrich d’or. 1/2 Friedrich d’or = 2 i1/2 talara srebrem
  3. piętro
  4. Zaułek Szewski
  5. dziś. Błonie
  6. dziś. ul. Floriańska
  7. 1864 – tzw. wojna duńska, 1866- wojna prusko – austriacka, 1870- wojna prusko – francuska. Wszystkie trzy daty wiążą się z tzw. wojnami pruskimi. Ostatecznie w roku 1871 doszło do powstania II Rzeszy, czyli Cesarstwa Niemieckiego.
  8. Chodzi o I wojnę światową.
  9. Dziś. ul. Wałowa
  10. der Knüppel- pałka, Kunze- imię jednego z bohaterów bajki dla dzieci; przen. każdy.  „Knüppel – Kunze” jest to prawdopodobnie nazwa bojówki.
  11. dziś. hotel „Adler”

Źródło:
Heimat-Kalender des Kreises Kreuzburg O/S, 1942, Jg. 18
http://www.sbc.org.pl/dlibra/publication/229624/edition/217041

Tłumaczenie: Elżbieta Bereska

Wstęp, opracowanie i przypisy: Anna Bereska – Trybuś

Możliwość komentowania została wyłączona.