Życie mieszkańców

Życie mieszkańców w domu i na ulicy
(około 1400 roku)

Bürgerliches Leben im Hause und auf der Straβe (um 1400.)

 

O.F. Glauer,Wie’s daheim einst war. Bilder aus der Vergangenheit der Stadt Pitschen von Otto Fritz Glauer,
Kreuzburg O.S., 1928.
Źródło: Opolska Biblioteka Cyfrowa

Dokument 1

Dokument 2

Dokument 3

Dokument 4

 

 

 

 

 

 

Ulice i place Byczyny około roku 1400 są oczywiście nadal niewybrukowane i podczas deszczu lub roztopów nieprzewidywalne. Trzeba chodzić na szczudłach albo w drewniakach, by bezpiecznie przejść przez błoto. Również rajcy udają się na zebranie w drewniakach i stawiają je przed salą narad tak, że każdy może zobaczyć „ilu ich jest w środku”. Przy szczególnych wydarzeniach np. wizycie znaczących osobistości ulice wyściela się słomą.

            Domy nadal są jeszcze małe, kryte dachówką, słomą albo gontem, a w związku z tym, że każdy z ich właścicieli jest zarazem murarzem, cieślą i dekarzem, domy nie mogą, niestety, rościć sobie prawa do tytułu architektonicznych piękności. Ich pomieszczenia są mroczne i całkowicie bezbarwne. Okna – małe z szybkami z papieru nasączonego olejem.Tu i ówdzie w domach możniejszych kupców można zauważyć szklane okna z małymi kolorowymi szybkami oprawionymi w ołów. Oczywiście nie ma jeszcze okien wystawowych.

            Wnętrza są umeblowane bardziej niż prosto – w izbie mieszkalnej jest mało sprzętów: duży stół, kilka krzeseł i ławek, sporadycznie szafa, za to często spotyka się skrzynie i kufry. Wzdłuż ścian stoją długie drewniane ławy. Talerze, miski, kubki i łyżki także są drewniane, dopiero później wykonywano je z cyny. Szkła nie stosuje się do codziennego użytku, butelki są zrobione z twardo wypalonej glinki. Piec w pomieszczeniu jest postawiony z wypalonych kamieni i pustaków. Ma otwarte palenisko i mały piekarnik. W kuchni znajduje się duży szeroki piec z wielkim kominem, w którym są przytwierdzone żelazne haki do suszenia mięsa. Żelazne grabie na ścianie służą do podwieszania garnków.

Posiłki spożywa się (do XVII stulecia) dwa razy dziennie, zwykle o godzinie 11 i około 5 (17.00- przyp. tłum.) Głównym źródłem pożywienia jest papka z owsa, grochu, krup, buraka, kaszy, soczewicy, prosa i ryżu. Tylko u bogaczy codziennie podaje się na stół mięso, u rzemieślników – dwa, trzy razy w tygodniu. W piątek spożywa się suszonego dorsza lub płastugę.

            Mąż, żona, dzieci i służba żyją wspólnie przez całą zimę. Skutkiem ścisłej i trwałej wspólnoty całego gospodarstwa domowego jest porządek i pracowitość utrzymywane przy ciągłym nadzorze. Pan domu i gospodyni widzą w swoich poddanych nie tylko służących, którym nic więcej nie są winni oprócz wypłacenia rocznego zarobku, ale uważają za swój obowiązek starać się o ich zachowanie i rozwój, i traktują ich z nie mniejszą starannością niż swoje dzieci. Z drugiej strony sługa, który pracuje przy boku ojca rodziny i jego dzieci, z nimi jada z jednej misy i może brać udział w ich rozmowach, uważa się za członka tej rodziny, a jego szczęście jest powiązane z dobrobytem tego domu. Ta poufałość rodzi wiernych i przywiązanych służących i budzi podziw to, co w takim gospodarstwie domowym można osiągnąć.

            W ciągu dnia ulice są puste. Mieszkańcy Byczyny mają zajęcie: latem w polu, zimą w chlewach i stodołach. Tylko wtedy gromadzi się trochę ludzi, gdy woźnice i przyjezdni handlarze trafiają do miasta i na miejskiej wadze ważą bele, skrzynie i worki, przynosząc z królestwa ostatnie wiadomości.

            W kilku miejscach na rynku i głównych ulicach znajdują się studnie wyciągowe. Łańcuch z wiadrami na końcu przechodzi przez wałek. Gdy puste wiadro się zniża, pełne wznosi się do góry 2. Przy „źródle”, gdzie jest bieżąca woda znajdują się koryta czerpakowe z kamienia. Z przodu rozciąga się „bielnik” (niem. Bleiche – przyp. tłum.) – rozległy trawnik, gdzie tkacze bielili swoje płótna, a kobiety bieliznę.

Przed wieloma domami stoją wypełnione wodą beczki na wypadek pożaru. Na południowej stronie kościoła znajduje się zegar słoneczny, a na ratuszu zegar piaskowy.3

            Pory dnia: rano, południe i wieczór są oznajmiane dźwiękiem dzwonów. Od stawu parafialnego słychać klekotanie i szum młyna wodnego, a na południu miasta kręcą się wesoło na wietrze skrzydła dopiero niedawno postawionego wiatraka. Młyny ręczne, w których kamień młyński był wprowadzany w ruch za pomocą kija, a mąka wypadała dołem, stały się zbędne i wyłączone z użytkowania.

            Na południowym wschodzie, na szubienicznej górze jest miejsce kaźni – bardziej jako ostrzeżenie dla złodziejskiego motłochu niż jako właściwe miejsce straceń. Niemniej nie mamy z owego czasu żadnych wiadomości o wyrokach śmierci w mieście Byczyna, co może należy wytłumaczyć tym, że wówczas miasto nie posiadał sądu krajowego, a więc prawa decydowania o życiu i śmierci. Dopiero w roku 1537 donoszono o jednym wykonanym w Byczynie wyroku śmierci, który rzuca określone światło na surowe i niemiłosiernie sprawowane sądy w owych czasach. Mówi się tam: Dnia 15 grudnia przyprowadzono przed sąd około 15-letnią dziewczynę, która przez swoich rodziców była źle wychowywana i w sprawach pobożności słabo wyuczona. W swoich przywarach zaszła tak daleko, że za doznane urazy, które na pewno były niewiele znaczące, podpaliła domy mieszkalne trzech rolników, ich magazyny w gminie Polanowice, prócz tego kilka spichlerzy i inne budynki. Tak wielka jest w tym stuleciu wściekłość diabła. Dlatego została też żywcem spalona.

            Wieczorem ożywają ulice, ponieważ ciemne, tylko światłem łojowych świec albo płomieniami kominka prowizorycznie oświetlone mieszkania nie są przytulne i w żaden sposób nie sprzyjają rozwojowi życia towarzyskiego. Dlatego w Byczynie, w końcu XIV stulecia toczy się ono na ulicy, w knajpach i w / przed piwnicą ratuszową. Charakterystyczne dla owego czasu jest życie wieczorne toczące się na ulicy a nie w domu. Wszędzie tworzą się grupy: gospodynie wymieniają się troskami i opowiadają plotki, panowie politykują lub doskonalą się w krytykowaniu rady miasta, w bramach lub w drzwiach domów flirtują parobkowie i służące.

Wraz z zachodem słońca bramy zostają zamknięte. Wtedy też pustoszeją ulice. Mieszkańcy wracają do domów i szukają miejsca na posłanie.4

            Jednak z licznych pijalni (niem. Trinkstuben – przyp. tłum.) i wyszynków dochodzi głośny śmiech i wielki hałas. Przy solidnych drewnianych stołach, na których migoce kilka okopconych lamp olejowych, tłoczy się mieszane towarzystwo, głośno i hałaśliwie śpiewając i śmiejąc się, często też kłócąc i spierając. Tylko gospodarz zachowuje filozoficzny spokój, który go też nie opuszcza, kiedy nielubianego awanturnika wyrzuca na dwór. Zresztą jest on w stosunkowo korzystniejszej sytuacji niż wielu karczmarzy w dzisiejszych czasach, ponieważ w Byczynie obowiązuje surowe prawo wyszynku: żaden przybysz się nie napije, jeśli nie zapłaci gotówką, natomiast miejscowi długi za picie muszą wyrównać następnego dnia.

            Gdy dzwon ratuszowy się odezwie, zamyka się wyszynki. Po trzecim uderzeniu nikt już nie może znajdować się na ulicy. Tylko stróż nocny z piką, rogiem i lampą wędruje przez ciemne zaułki.

 

Przypisy autora:

  1. wg G. Freytag, Bilder, etc.
  2. Taka studnia wyciągowa stała jeszcze do 1834 r. przed ratuszem.
  3. Ostatni fragment zegara słonecznego został usunięty podczas renowacji kościoła w roku 1888. Do tego samego roku stał na ambonie zegar piaskowy.
  4. W średniowieczu szło się do łóżka nago, koszulę zakładano tylko w czasie choroby.

Tłumaczenie: Elżbieta Bereska
Opracowanie: Anna Bereska – Trybuś


 

Możliwość komentowania została wyłączona.